Wczytuję dane...
PIŁECZKA do PIŁECZKI

Wywiad z Joanną Białobrzeską - ZWIERCIADŁO 10/24

Nauka nie może kojarzyć się z przymusem, wkuwaniem na pamięć, tylko z przygodą, ekscytacją. Wtedy jest najefektywniejsza - twierdzi nauczycielka JOANNA BIAŁOBRZESKA. W prowadzonej przez siebie szkole pokazuje dzieciom nieme kino (które bardzo im się podoba), a w tym roku zakłada... gazetę.

Rozmawia ALINA GUTEK


Od
lat propagujesz nauczanie mimochodem, czyli takie, które zachodzi niejako przy okazji; od niechcenia, bez wysiłku. Skąd wiadomo, że to najskuteczniejsza metoda?
Z badań nad mózgiem, nad tym, jak mózg uczy się i zapamiętuje. Okazuje się, że mózg jest tak sprytny, że gdy na przykład chcemy się nauczyć czegoś, co jest nudne, nie zapamiętuje albo pamięta krótkotrwałe. Zapamiętuje natomiast tematy ciekawe, podane milej atmosferze, w działaniu, zaangażowaniu. Wtedy dziecko nawet nie wie, że się uczy, robi to mimochodem.

W tradycyjnej szkole o tym zapomnij.
W dzisiejszej szkole, wywodzącej się z pruskiego systemu, uczy się tak, jakby tych badań nad mózgiem nie było. Oczywiście są fajne szkoły, mają swoje ciekawe filozofie nauczania, ale większość pracuje starymi metodami, dzieci nadal sadza się ławka za ławką, co utrudnia interakcję, komunikację. Dla mnie kom- pletnie niezrozumiałe jest to, że w dzisiejszych czasach, kiedy mamy sztuczną inteligencję, nadal nie chcemy niczego w szkole zmieniać. Do tego stopnia, że ogromnym trudem i wyczynem jest kupienie stołów, przy którym może usiąść w klasie sześcioro dzieci. A przecież wszystkim powinno zależeć na tym, żeby nauka była efektywna, żeby dzieci chciały się uczyć, żeby lubiły szkołę Za kilkanaście lat ją opuszczą i będą musiały funkcjonować w przyszłej rzeczywistości, którą nie jest jakoś trudno sobie wyobrazić. Bo już dzisiaj wiemy, że liczyć się będzie kreatywność, pomysłowość, współpraca. Dlatego trzeba wreszcie zmienić myślenie o nauczaniu, odejść od skostniałych metod, sprawić, żeby dzieci wreszcie lubiły się uczyć.

Masz gotowy na to pomysł, czyli program nauczania mimochodem. Na czym on polega?
Realizuję go w swoim przedszkolu i szkole podstawowej, w klasach 1-8, od ośmiu lat, więc widzę już efekty. Ta metoda daje dzieciom ogromną radość z uczenia się, które tak naprawdę jest zabawą, przygodą. Uruchamia ich potencjał, ciekawość, myślenie analityczne, poszerza horyzonty. I naprawdę jest efektywna! W każdej szkole dzieci muszą uczyć się tego, co jest w podstawie programowej, czyli czytania, pisania, liczenia, to oczywiste Nie rozumiem jednak, dlaczego tematy i sposoby realizacji są tak anachroniczne. Przecież dziecko jeździ po świecie, ogląda filmy, czyta, także w Internecie, i widzi, że życie jest o niebo ciekawsze niż to z infantylnych czytanek, które go kompletnie nie interesują. Program nauczania mimochodem nazwałabym spiralnym, bo temat z pierwszej klasy może pojawić się w drugiej, trzeciej, ale realizowany w zupełnie inny sposób.

Ten sposób jest kluczowy?
Absolutnie. Ogromnie dużo w nauczaniu zależy od pomysłu, jak dany temat ,ugryźć", Wymyśliłam 14 różnych pracowni, gdzie odbywają się zajęcia zarówno z pięciolatkami, jak i uczniami klas 1-3. Na przykład pracownia znawcy sztuki zamienia się czasem w zakład krawiecki, z szyldem na drzwiach, maszyną do szycia. Nauczycielka prowadzi zajęcia w fartuchu, z miarką na szyi, a jakże. Te szczegóły są szalenie istotne. Dzieci poznają różne rodzaje materiałów, dotykają, dowiadują się, skąd pochodzi na przykład jedwab, słyszą o jedwabnikach. Klasyfikujemy guziki liczymy, uczymy się je przyszywać. Z wypiekami na twarzy biorą miarę koledze czy koleżance, czyli mierzą w pasie, długość rękawów, dodają, odejmują. Młodsze robią potem wykroje prostych ubrań na papierze, starsze na materiale. Nauka to proces, pewne rzeczy się powtarza, ale już na innym poziomie, w innej formie, też w zależności od potrzeb dzieci. Dzieci nie są w stanie pojąć różnych rzeczy, jeśli sposób nauki jest nudny. Mózg musi znać cel tej nauki. Kiedy dziecko liczy, żeby potem coś uszyć, to mózg ten cel widzi. Dokładnie. Potem można zorganizować na przykład pokaz mody. Tematów, które generuje pracownia krawiecka jest całe mnóstwo, mogą być związane z matematyką, wyobraźnią przestrzenną, a nawet biologią i geografią. W innej pracowni, architekta, prowadziłam zajęcia dla pięciolatków. Dostały zeszyty architekta, linijki, ołówki i miały za zadanie zaprojektować dom. Wcześniej oglądaliśmy wspólnie projekty mieszkań, domów, placów zabaw. Jak one się tym ekscytowały! I to nie ma znaczenia, że w ich projektach nie widziałam niczego poza plątaniną kresek, ale jaką wokół tego budowały opowieść! „O, tu mój pokój, z niego wychodzi się do salonu z widokiem na ogród, tu jest kuchnia, łazienka". Mam zdjęcia, gdzie widać, jak są przejęte, jak przygryzają języki, kreśląc swoje projekty. W programie uczenia mimochodem nie ma granicy, że na coś jesteś za mały. I ty, pięciolatku, możesz być architektem.

Zajęcia artystyczne są mile widziane w tym programie?
O tak. Widzę, nic nie ujmując matematyce, że dzieci ośmielają się na zajęciach artystycznych, wyzwalają swoją kreatywność, mózg wtedy inaczej pracuje.

(…)

 

Cały wywiad jest dostępny w październikowym wydaniu Zwierciadła, zapraszamy!